Wyścig kłamstw i wymówek
W tym roku na dobre wróciłem do ścigania się na szosie, i wyjeżdżać poza obręb poznania w celu poznawania coraz to nowych wyścigów. Jednak po kilku latach przerwy w ściganiu społeczeństwo nic, a nic się nie zmieniło, cały czas jest ta sama bajka. Na każdym wyścigu czy to mały ogór w jakiejś wiosce w której turyści przyjeżdżają raz do roku na wyścig kolarski, czy duży wyścig otwierający sezon. Na każdym z nich jest to samo, ciągłe wymówki i kłamstwa jakim to się jest zajebistym kolarzem. Pewnie nie raz słyszeliście zaraz po przyjeździe na metę, gdy jakiś nieznajomy podchodził do Was i mówił: „gdyby meta była 4 metry bliżej to byłbym przed Tobą”, „gdyby nawierzchnia była lepsza, to bez problemu bym Cię wyprzedził”, „gdyby żona mnie biła i szybciej biegała to bym nie wystartował w tym wyścigu”…
Cały ten światek jest o tyle ciekawy, że pomimo tego, że ciągle każdemu coś nie pasuje i zamiast cieszyć się z miejsca które udało się danej osobie zając, to każdy ZAWSZE szuka miejsca do narzekania. Jeszcze nigdy się nie spotkałem z sytuacją gdy ktoś po skończonym wyścigu był zadowolony i nie miał na co narzekać. Najgorszą rzeczą jaką można zrobić, to zapisać się na wyścig na którym nie chce się być, bo jak inaczej wytłumaczy się sytuację w której, osoba dobrowolnie zapisuje się na zawody, płaci za wpisowe, nawet przyjeżdża na miejsce startu, a cały czas przed i po starcie narzeka na nawierzchnie jaka jest na trasie? Największy splendor takich ludzi widziałem na Klasyku Radkowskim, każdy wiedział, że są DZIURY i tych dziur jest sporo, dodatkowo są dwie kategorię, jakieś „rowery inne” i normalne rowery szosowe. Nikt nikomu nie bronił założyć szerszych opon do szosy, czy nawet wystartowania fullem. Problemu żadnego nie ma, bo te dziury każdy jeden uczestnik musi przejechać, czy to Grażyna czy Janusz, każdy z nich musi jechać tą samą drogą. Tak samo jak cały rower podskakiwał to na 90% podskakiwał też innym, więc szanse dla KAŻDEGO były takie same, jednak nie każdy to rozumiał i potem były narzekania: „gdyby nie dziury to byłbym szybciej”, „to trasa na rowery MTB, a nie szosówki”.
Lata mijają ludzie pozostają tacy sami, ile to jeszcze czasu minie nim ludzie się nauczą, że wyścig rozgrywa się o kreskę i pierwsze 3 miejsca są ważne, a reszta, reszta to już nie ma znaczenia. Czy byłeś 10 czy 55, nikt o tym nie będzie pamiętał. Ba nawet nie ma sensu wtedy stosować żadnych wymówek typu „gdybym trenował więcej, to bym był pierwszy”. Każdy z nas jest amatorem, większość z nas ma rodziny, dom na utrzymaniu, normalną pracę, wszyscy działamy w zakresie pewnych wyrzeczeń , rezygnujemy z niektórych obowiązków na rzecz treningów czy zgrupowań. Nie zawsze jednak każdy rozróżnia dobrą zabawę od spalary.
Ciągłe narzekanie bez najmniejszego powodu niszczy ten sport, rozumiem sytuację gdy ktoś mial kraksę na którą nie miał wpływu i nie ukończył wyścigu, ale przykłady wyżej nie powinny mieć miejsca bytu w amatorskim kolarstwie gdzie te wszystkie zawody powinny być przyjemnością dla uczestników.